czwartek, 10 października 2013

"Ale Ty masz dobrze..." Mam bo o to zadbałam.










Ostatnio klika moich koleżanek - matek stwierdziło:
"ale Ty masz dobrze, że Twoje dziecko nie je słodyczy",
"ale Tym masz dobrze, że Twoje dziecko nie podjada między posiłkami",
"ale Ty masz dobrze, że Twoje dziecko pije tylko wodę, a nie słodzone soki".
Czy to oznacza, że mam takie wyjątkowe dziecko? Dla mnie oczywiście jest najcudowniejszym dzieckiem na świecie, ale czy On wie, że słodycze są niezdrowe, że woda nie powoduje pruchnicy i że podjadanie spowoduje brak apetytu do zjedzenia obiadku? No nie. To wszystko jest naszą (mam tutaj na myśli siebie i M.) świadomą decyzją. Od początku wiedziałam, że nie chcę wprowadzać słodyczy do jego diety -oczywiście to nie jest tak, że nigdy ich nie spróbuje. Wiedziałam też, że picie wody to dobry nawyk, który chcę przekazać synowi. Sama piję tylko wodę, M. też.

Żeby była jasność, ja nie potępiam wszystkich, którzy dają swoim dzieciom słodycze, czy soczki. Mówię tutaj tylko o konkretnym przypadku mojego syna, w konkretnym wieku. Bowiem koleżanki, o których mowa mają dzieci w podobnym wieku do "naszego", czyli plus minus ok. roku.


Słodycze.
Nie przemawiają do mnie argumenty typu: dziecko powinno spróbować słodkiego, czy: przecież musi mieć trochę cukru. Kto powiedział, że słodycze, to jest coś czego tak małe dziecko powinno spróbować? Przecież On nie wie co to są "ciasteczka", zatem mu ich nie brakuje. Słodycze nie wnoszą żadnych wrtości odżywczych - słowem nic dziecku nie dają. Roczny Synek mojej koleżanki zajada się chrupkami, gdy jest ciepło je lody itp. Kiedy jest marudny dostaje chrupka i jest spokój, a ja wolę się "potrudzić" zabawianiem B. niż "dokarmiać". Zatem kiedy ktoś chce dać mu spróbować ciastka, polizać czekolady, ja mówię Nie. B. codzienną porcję cukru otrzymuje w owocach, które dostaje na deserek. Uwielbia niemal wszystkie, więc nie widzę przeszkód.

Słodkie napoje.
Kiedy nastał moment wprowadzania napojów w diecie B. odrazu wiedziałam, że będzie to woda. Na początku pił tylko kilka łyczków, w ciągu dnia zbierało się tego może pół kubeczka. Wtedy moja mama stwierdziła, że powinnam dać mu do picia herbatkę, albo soczek, to napewno więcej wypije. A ja wiedziałam swoje - pije tyle ile potrzebuje. Jeśli całkowicie nie odrzuca wody, to znaczy, że wszystko jest wporządku. Zdrowy organizm doskonale wie ile płynów mu potrzeba. Nie myliłam się. Po niedługim czasie B. wypijał coraz więcej, teraz jest to ok. półtora kubka dziennie, a kiedy były upały, to nawet dwa-dwa i pół kubka. Natomiast trzy tygodnie mładsza koleżanka B. pije jedynie soki, gdyż jej mama na początu uznała, że samej wody napewno nie zechce i teraz, kiedy chciałaby to zmienić, Mała domaga się jedynie soczku.

Podjadanie między posiłkami.
Swego czasu nasi znajomi śmiali się, że tak pilnujemy godzin karmienia, że nasz B. przykładowo o 19:55 będzie jeszcze się bawił w najlepsze, a o równiutkiej 20 natychmiast zaśnie. I powiem Wam, że coś w tym jest :-) Oczywiście nie pilnujemy czasu z dokładnością co do minuty, jednak trzymamy się sałego rytmu dnia i uważam, że to jest bardzo dobre zarówno dla nas, jak i dla B. On czuje się bezpiecznie, a my dokładnie wiemy, kiedy możemy wyjść z domu, żeby nie złapało nas nieplanowane karmienie (oczywiście mowa tutaj o karmeniu MM). To nie jest tak, że zawsze było różowo. Był moment kiedy B. nie chciał jeść niczego. Wtedy załamywałam ręce, martwiłam się, modliłam, prosiłam i groziłam, żeby zjadł choć odrobinę obiadu, czy mleka, ale nawet wtedy nie złamałam swoich zasad. Jeśli zjadł tylko pół obiadku, to za godzinę nie dostawał czegoś innego. Możecie uznać to za bezduszność, ale prztrwaliśmy. B. jest zdrowy, zadowolony i je o swoich stałych porach, zawsze do "ostatniego kęsa".

Mam nadzieję, że to co napisałam nie wygląda, tak jakbym się wymądrzała, bo nie o to mi chodzi.
A więc, o co?

Reasumując mój długi wywód chcę napisać, iż uważam, że są takie aspekty życia naszych pociech, o których to my decydujemy i to od nas i naszej determinacji zależy jak będą wyglądały. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie wszystko się da, że czasem mimo usilnych prób dziecko czegoś nie chce i koniec. Jestem też świadoma, że nie wszyscy muszą mieć takie same zasady, czy poglądy, na życie, wychowywanie, czy karmienie jak ja. I dobrze! Przecież ja nie wiem, czy mój sposób jest najlepszy. Każdy z nas postępuję tak, jak mu się wydaje, że będzie dla jego dziecka najlepiej. Dlatego ja nie chcę przekonywać nikogo do swoich racji. To tylko wyrażenie mojego zdania :-) Chętnie poczytam jakie jest Wasze.


Judyta.


<wpis został przeniesiony z mojego poprzedniego bloga - tak na dobry początek>






7 komentarzy:

  1. Sama prawda przemawia z Twojego posta. Ja co prawda nie podaję młodemu wody,a raczej soczki, ale wynika to z tego co my z mężem lubimy. Pijemy także wodę, jednak nie wmuszam jej w Szymonka. Bardzo sprawdzam co daję Szymonowi, dlatego też soczki - owszem ale raczej domowej roboty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. najważniejsze, żeby postępować zgodnie ze sobą i w myśl dobra dziecka:))

      Usuń
  2. Ha! Dam przeczytać chyba tego posta Wszystkim dobrym ciotkom, babciom, koleżankom, które mówią, że głupi jesteśmy, że tak chcemy wychowywać - woda, bez słodyczy i stałe pory jedzenia. U nas jeszcze chcemy dotrzymać zasady, że jak jemy, to jemy w jednym miejscu, w krzesełku do karmienia, no a z czasem przy stole z nami :) I też nie na siłę "za mamusię, za tatusia, no jeszcze dwa kęsy i w nagrodę dostaniesz deser".
    Jak sobie radzicie, jeśli ktoś oponuje, krytykuje, bądź chce złamać te Wasze zasady?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli mamy podobne spojrzenie na wychowywanie:))
      Na początku starałam się przekonywać do swoich racji, ale kiedy się zorientowałam, że ludzie i tak wiedzą swoje, to przestałam i po prostu wychowujemy po swojemu. Nie pozwalamy nikomu dawać mu słodyczy i jestem w tym jak ostatni dyktator :) Choć wiem, co inni myślą, to nie przejmuję się tym, bo nie zamierzam działać "pod ich dyktando" :)
      pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Dobrze to ujęłaś, ja co prawda czasami daję mojej córci kostkę gorzkiej czekolady, ale to z innych względów (po prostu miała w swym krótkim życiu czas kiedy jadła bardzo ograniczoną gamę produktów, a jak wiadomo gorzka czekolada to dużo kakao)... mnie najbardziej wkurza "jedz bo babcia ci zje" uuuh ;), pozdrawiam

      Usuń
  3. No i bardzo dobrze postępujecie. Nasze dziecko również nie ma problemu z piciem wody. Przede wszystkim widzi, że my pijemy dużo wody, więc po prostu nas naśladuje. Jest jednak trochę starszy od Twojego malucha, a my nie jesteśmy jakoś bardzo restrykcyjni. Wiadomo, że sami nie pijemy tylko wody, ale również herbatę, wodę z miodem, kawę zbożową, czasem jakiś sok - dziecko też to wszystko czasem dostaje, ale to woda jest podstawą. Młody np. nie widzi nic złego w piciu niesłodzonej herbaty, jest to dla niego zupełnie normalne. Słodyczy też raczej nie dostaje. Raczej, bo podczas wyjazdów, spędów rodzinnych, gdzie stoły są pełne żarcia nie jesteśmy ortodoksyjni i pozwalamy mu zjeść jakieś ciastko, herbatnika, coś bez czekolady, a najlepiej pieczone przez kogos z rodziny. Podobnie, gdy ja piekę ciasta (zwykle owocowe), to również Młody je dostaje, bo są pozbawione świństw, no, poza cukrem oczywiście. Z podjadaniem między posiłkam też nie mamy problemu. na szczęście maluch uwielbia owoce, więc gdy jest głodny między posiłkami po prostu dostaje jabłko lub banana i jest ok. On nawet nie domaga się za bardzo nic słodkiego, bo po prostu nie jest przyzwyczajony. Jak czasami obudzi się za wcześnie i zobaczy, że pijemy z tatą kawkę i jemy czekoladki, to raczej skieruje wzrok na sąsiadującą z czekoladkami miskę z bakaliami :)) Reasumując - mam podobne podejście i również uważam, że to że dziecko ma swoje przyzwyczajenia żywieniowe w dużej mierze zależy od opiekunów:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podpisuję się wszystkimi czterema rękami które obecnie mam! Też zdecydowanie planuję nie dawać Młodej słodyczy (zwłaszcza w takim wieku, jak pójdzie do przedszkola to pewnie i tak się zacznie) i na szczęście moi rodzice w tej kwestii zostali uświadomieni i przyjęli z pokorą a nawet poparli (a jak widzę niektóre batalie moich koleżanek mam z ich mamami tudzież teściowymi to zdecydowanie im nie zazdroszczę), a moja teściowa, która wnuczki (bo ma już dwie) zabiera do McDOnald's jako 'treat' na szczęście mieszka daleko. Wodę pijam tylko właściwie i ja - tak zawsze było u mnie w domu i będzie. U Towarzysza Męża pijało się colę i soki i do tej pory on ma z wodą problem. Bo woli colę (fuj) i soki z kartonu (fuj fuj). Na szczęście w kwestiach przyszło-żywieniowych naszego dziecka ma podobne podejście i podobne do Twojego. Tylko ze stałymi godzinami posiłków nie wiem jak będzie - próbowałam wprowadzić u siebie i mi nie wyszło, ale może jak już przyjdzie do karmienia poniemowlęcego spróbuję jeszcze raz. Totalnie się zgadzam ze wszystkim co piszesz! Buźka!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawiony po sobie ślad!