niedziela, 27 listopada 2016

Obiecanki Cacanki.... niestety ;(

Kochani moi, az wstyd mi sie tutaj po raz kolejny pojawiac I tlumaczyc. Bo obiecywalam przeciez, ze zaczne na nowo, ze bedzie regularnie, ze bede dbac. Byl zapal, byly checi I miliony pomyslow. W przygotowaniu kilka postow czekajacych tylko na klikniecie 'opublikuj' bo z takim zapalem zabralam sie do pracy. I co? I klops. Bo ja te wszystkie checi I pomysly mialam naprawde, ale moja radosc nie trwala dlugo gdyz najzwyczajniej w swiecie komputer odmowil posluszenstwa. Teraz mam tablet, ale musialam spojrzec prawdzie w oczy I przestac oszukiwac siebie a przede wszystkim Was. Pisanie tego bloga przeszlo do historii (az mnie serce sciska jak to pisze). Niestety nie mam juz tyle czasu co kiedys (zycie mamy na emigracji pracujacej po 10h dziennie daje w kosc) I nie chce robic tego na 'pol gwizdka'.

Tak wiec z wielkim zalem po wielu przebojach mama silesia zamyka swoje podboje. Chlip chlip.

Nie skasuje jednak tego bloga zachowujac jako wspaniala pamiatke ❤❤❤

Nie odchodzcie od ekranow jeszcze :) Jesli chcecie w jakis sposob byc w kontakcie (co byloby wspaniale) spotkajmy sie na instagramie. To chyba jedyna forma na ktora czasowo moge sobie pozwolic :D moj instagram to:

@judyta_wk



Mam nadzieje do zobaczenia na insta! (Zaczelam niedawno wiec totalny swiezak ze mnie :D)




Judyta.

czwartek, 29 września 2016

Jak łatwo i przyjemnie utrzymać formę?

Wiem, że każdy specjalista w dziedzinie sportu natychmiast stwierdzi, że takie słowa jak 'łatwo' i 'forma' w jednym zdaniu to po prostu oksymoron. I ma rację :) Nie oszukujmy się nic nie przyjdzie do nas samo. Forma nie przypełznie na naszą kanapę i nie wślizgnie się do naszego ciała rzeźbiąc brzuch, uda i pośladki. Jeśli jednak nie zamierzacie startować w zawodach kulturystycznych, a jedynie zrobić coś dla siebie, lepiej się poczuć i zapoczątkować dobre zmiany jest na to kilka tritków.




Zebrałam dla Was kilka sposobów które właściwie bezboleśnie zastosowałam u siebie i które naprawdę pomogły mi poprawić formę, samopoczucie i zdrowie.

Rowerem do pracy.



Już od roku moim środkiem transportu do pracy jest właśnie rower. Jeśli tak ja ja mieszkacie stosunkowo niedaleko od Waszego miejsca pracy, zamieńcie auto/autobus na ten znacznie zdrowszy i bardziej ekonomiczny środek transportu. Codzienny trening pozwoli na zachartowanie organizmu jeśli nie zrezygnujecie z niego nawet w niepogodę. Zależnie oczywiście od tego gdzie mieszkacie, ale było by idealnie wytrwać w na rowerze o każdej porze roku. Ja zrezygnowałam z dojechania do pracy tym sposobem jedynie ze trzy razy, kiedy była porządna ulewa.


Poranne brzuszki



Wstaję rano przed parca zaledwie 10min wcześniej, żeby zrobić 100 brzuszków. To naprawdę niewiele, ale w moim przypadku działa. Czuję i widzę różnicę, a przede wszystkim każdego poranka (prócz weekendów, wtedy robię sobie przerwę), kiedy już odhaczam brzuszki na swojej liście, jestem z siebie bardzo dumna :) Polecam każdemu, jeśli nie brzuszki, to inne ćwiczenia, które sprawia nam satysfakcję.

Zdrowe nawyki żywieniowe.



Zamiast wypróbować być może kolejną już dietę cud, lepiej zastosować kilka zdrowych zmian w codziennym odżywianiu. Nie będę tutaj udawać ekspertki w dziedzinie żywienia, powiem tylko, że staram się stosować do ogólnie znanych rad lekarzy. Warzywa, owoce, brak niezdrowych przekąsek, słodkich napojów. Domowe sposoby na walkę z przeziębieniem, do picia woda z miętą i cytryną.
Ot, i caly sekret. Wystarczy uwaznie czytac sklady kupowanych produktow, starajac sie wybierac te bez masy kenserwantow, polepszaczy, tony cukru itp., zamienic smiatane na jogurt naturalny, no i sami pewnie wiecie co jeszcze, bo od dluzszego czasu wszystkie popularne programy o gotowaniu, odzywianiu, staraja sie nas w tej kwestii edukowac. A jesli nie zatruwacie sobie glowy tv, to przeciez mozna spokojnie o tym poczytac ;)

Więcej ruchu z całą rodziną.



Staramy się aktywnie spędzać czas, który mamy dla siebie. W parku blisko naszego domu znajdują się korty tenisowe z których można korzystać zupełnie za darmo. Zakupiliśmy więc zestaw do gry w tenisa i wpadamy tam w niedzielne poranki między śniadaniem a lunchem.

Niemal co tydzień odwiedzamy też ciekawe miejsca. Zawsze wiąże się to z długim spacerowaniem, eksplorowaniem nowych placów zabaw i różnymi aktywnościami, które tam spotykamy.



Jak widzicie Ameryki nie odkrylam, a jednak tych kilka trikow wplecionych na stale w codziennosc, rzeczywiscie dziala. A co Wam pomaga utrzymac forme? Dodacie cos jeszcze do listy 'latwych i przyjemnych' sposobow dla zabieganych i zapracowanych mam?






ps. przepraszam Was jeszcze raz za bledy i czesciowy brak polskich znakow. Wciaz staram sie rozwiazac ten problem...










Judyta.

poniedziałek, 26 września 2016

Moje domowe sposoby na walkę z przeziębieniem.

Wakacje się skończyły, chłód wdarł się do miasta... Poranne przymrozki, popoludniwe slonce, duze skoki temperatur, to wszystko stanowi doskonala recepte na przeziebienie...



I tym właśnie sposobem walczylam z drapaniem w gardle, cieknącym nosem i ogólnym osłabieniem. Weekend spędzony na sofie. Opatulona w szlafrok, uzbrojona w skarpetki w hipopotamy leżąc pod kołdrą, staralam sie postawic na nogi.



Zebrałam dla Was kilka domowych sposobów na walkę z chorobą. Są o wiele zdrowsze i tańsze niż medykamenty z apteki i nie mniej skuteczne.

Wiem, że pewnie wielu doskonale je zna z rodzinnego domu. Jeśli jednak są wśród Was i tacy którzy nie mieli szcześcia przejrzeć receptur wprost z zielnika swojej babci i szukają domowych sposobów w sieci, być może ten post okarze się pomocny. Ja wszystkie triki otrzymałam podane na tacy przez mojego partnera (on miał babcię przy sobie) :)

Herbatka imbirowa

Wystarczy zetrzeć okolo małą łyżeczkę  imbiru (zależy jak bardzo jesteście twardzi) ;), zalać wrzątkiem i zaparzyć pod przykryciem. Można dodać cytryny i/lub miodu.


Sól z wodą.

To njprostszy, najszybszy i najbardziej ekonomiczny sposób, pozbycia się bakterii z Twojego gardła.
Wystarczy dwie łyżeczki soli zalać ciepłą(!) wodą, tylko tyle aby przykryć sól. Następnie dobrze wymieszać do rozpuszczenia soli i płukać gardło dwa razy po 30sek. Należy robić to rano i wieczorem. Być może nie jest przyjemne, ale gwarantuje, że przynosi efekty bardzo szybko! Żadna tabletka na gardło nie jest w stanie tego przebić, wierzcie mi.



Zupa czosnkowa.

Ten specjał mój partner przygotowuje natychmiat, kiedy tylko ktoś z nas zachoruje. Zanim przystąpicie do jej przyrządzenia najlepiej jest przygotować wszystkie składniki. Dodawanie ich podczas gotowania idzie bardzo szybko.

1 cebula
2 całe główki czosnku (wersja mocna, można dodać mniej)
4-5 ziemniaków
2 duże łyżki majeranku
1,5 litra wody

1. Ugotuj wodę.
2. Usmaż pokrojoną cebule na patelni aż zmięknie.
3. Przeciśnij czosnek przez praskę (jeśli zamierzasz pokroić musisz dodać znacznie więcej), podsmaż razem ok 1min.
4. Zalej wodą i dodaj ziemniaki. Dodaj odrobinę soli i pieprzu. Gotuj do miękkości ziemniaków.
5. Dodaj majeranek pocierając go o dłonie uwalniając w ten sposób aromat. Gotuj razem przez chwilę i gotowe!




Syrop z cebuli.

Wystarczy obrać cebulę, pokroić na ćwiartki, włożyć do kubka, posypać dwiema łyżeczkami cukru, przykryć spodeczkiem i zostawić na całą noc. Rano możemy zarzyć naszego domowego syropu.



Nie zapominajcie oczywicie o owocach i warzywach w codziennej diecie, a wtedy to już napewno wszystkie (Wasze I nie Wasze babcie będą z Was dumne) ;)


W sumie to mam nadzieję że pozostaniecie w zdrowiu i mój post z nie moimi :) pomysłami wcale Wam się nie przyda. Gdyby jednak było inaczej, dajcie znać, będzie mi miło. Jeśli macie na swojej liście (tudzież w babcinych zielnikach) więcej sprawdzonych haków na walkę z chorobą też dopiszcie.



*testowane na człowieku, czyli mnie. Nie dobre jak zwietrzałe wino, ale skuteczne jak mandat za złe parkowanie, więc po prostu trzeba brać.




Judyta.





sobota, 24 września 2016

10 Powodów dla których warto odwiedzić Pragę.

Miesiąc temu odwiedziliśmy niezwylke przyjazne i urokliwe miasto jakim niewatpliwie jest Praga. Jeśli zastanawiacie się czy warto odwiedzić stolice Czech, to być może w podjęciu decyzji pomoże Wam przygotowana przeze mnie lista argumentów "za". Bo naprawdę warto.

1. Piękne widoki na spowitą czerwienią czeską stolicę.

Czerwone dachy to jeden z nabardziej popularnych obrazkow na widokówkach i całkiem słusznie bo prezentuje się wspaniale. Można go podziwiać z Zamku, ale ten najwspanialszy rozciąga się z wieży Petrin.



2. Zegar Orloj.

Astronomiczny i kalendarzowy zegar nie tylko niesamowiceie wygląda, ale także o każdej pełnej godzinie zbiera rzesze zaciekawionych turystów pragnących zobaczyć przemieszczające się figurki dwunastu apostołw (musicie wiedzieć, że obecnie zegar jest w trakcie  renowacji więc zobaczycie go w okrojonej wersji).  Wiąże się z nim niesamowita i zarazem dramatyczna historia. Otoz wzbudzil on taki zachwyt, iz  wydanio rozkaz oślepienia artysty w obawie stworzenia równie pięknego dzieła w innym europejskim mieście.



3. Trdelnik

Walcowane, zawijane na kij I grilowane tradycyjne ciasto pochodzące ze Słowacji. Posypane orzechami, cukrem i cynamonem. Do wyboru także z lodami w środku i/lub z nutella. Ja oczywiście zjadłam wersję all inclusive :). Ten zapach unoszący się w powietrzu po prostu przyciąga jak magnes. Zdecydowanie warte spróbowania.



4. Ah te knedliki...

Jeśli jesteśmy już w temacie jedzenia to od pierwszego skosztowania zakochałam się w knedlikach i dwóch najpopularnieszych dań z nimi w roli głównej. Svíčková i guláš. Knedliki to mączna potrawa z ciasta na bazie ziemniaków lub bułki. Skusiłam się rownież na knedliki z kaczką jednak jak dla mnie tradycja zdecydowanie wygrywa.



5. Zamek Krolewski.

Prezentuje się  wspaniale z daleka, przyjemnie go zwiedzić z bliska. Na zamku czeka klika atrakcji z czego gwoździem programu jest niewątpliwie gotycka Katedra św. Wita. Uwielbiam architekturę z tego okresu. Warto wstąpić choćby na chwilę aby nacieszyć oczy zapierającym dech wnętrzem. Mimo iż jest się otoczonym tłumem turystów wystarczy podnieść wzrok na niesamowite witraże, rzeźbienia i slepienia, aby w pełni poczuć atmosferę miejsca. My wstąpiliśmy jeszcze do muzeum zabawek... A kiedy będziecie przemierzać schody prowadzące na zamek koniecznie wstąpcie do kawiarenki na zboczu wzgorza ze wspaniałym widokiem na praską panoramę. Kawa z takim "gratisem" zdecydowanie zostaje w pamięci na długo.












6. Most Karola.

Absolutny must see, dlatego niech Was nie zdziwią tłumy turystów. Gdybym mogła wybrać pore zwiedzania zdecydowałabym sie zrobic to bardzo wczesnym rankiem, kiedy można uniknac potkania rzeszy zwiedzjacych i w pełni nacieszyć się niepowtarzalnym urokiem tego miejsca. Nie zmienia to jednak faktu, ze jest wart odwiedzenia o każdej porze bez wyjątku!



7. Muzeum techniki.

W jedyny deszczowy dzień podczas naszej wizyty także się nie nudziliśmy. W muzeum czekają na Was zbiory zabytkowych samochodów, samolotow, motocykli i rowerów. Egzemplarze z dziedziny architektury, budownictwa i designu, astronomii, poligrafii i fotografii. Jedyna rzecz która mi osobiście przeszkadzała to wszechogarniający i bardzo restrykcyjnie przestrzegany zakaz dotykania czegokolwiek. Zdecydowanie mogę polecić wycieczkę po kopalni, która znajduje się rzecz jasna w podziemiach budynku. Bardzo ciekawa i autentyczna. Prowadzona po czesku, ale ja miałam ze sobą tłumacza który przekładał na bieżąco na angielski :).







8. Trutnov.

Tak, wiem to już nie Praga :) Ale jeśli macie nieco więcej czasu na zwiedzanie polecam wybrać się rownież tam. Mieliśmy okazję podczas naszej wizyty spędzić weekend w domku w górach 20 minut drogi od miasta Trutnov. Rynek z zabytkowej kostki brukowej otoczony kamienicami, urokliwe uliczki... warto.




9. Kozel i Pilsner!

Czym byłaby wizyta w Pradze bez skosztowania bursztynowego trunku. Podawane w dużym, ciężkim kuflu z porządną pianą piwo, podobno niegdyś tańsze niż woda. Któż mogłby się oprzeć przed zamoczeniem ust?





10. Ahoj Praho!

I tak jak w przypadku "10 powodów dla których wciąż wracam do Londynu" (choc aktualnie nie musze wracac, bo tu mieszkam) :) wszystko to, co jeszcze przede mną. To co nieodkryte, to co jeszcze tam na mnie w Pradze czeka...





A Wy byliście już w stolicy Czech? Dodalibyście jeszcze coś do tej listy, zmienili?



Judyta.



czwartek, 22 września 2016

CYTEROLATEK, TABLETY I INNE BAJERY, CZYLI CO NA PREZENT DLA 4-LATKA?

Już wkrótce Ben skonczy cztery latka. O tym, że nie mam pojecia kiedy to zleciało, chyba żadnej mamie mowić nie muszę  :) Ale ja dziś nie o tym... zamiast wspomnień z łezką w oku moją glowę zaprząta sprawa prezentu. Początkowo zamierzałam pójść na "łatwiznę" i kupić drewniany garaż z prawdziwego zdarzenia na tą Jego rozlegą kolekcję autek. To jego milość od zawsze. Autka wkłada do kieszonek kiedy wychodzi z domu. Kiedy tylko ma wybór co kupić to odpowiedź jest zawsze jedna. Wybór wydawał się więc oczywisty. Ktoś mnie jednak przebił pomysłem i planuje zakupić transformens Rescue Boot. To Jego ulubiona z ulubinych kreskówka. Wiedząc, że będzie ciężko przebić taki hit zaczęłam glowkować.





I wymyśliłam. Tablet. Zanim jednak mnie zlinczujecie, zastanówmy się nad tym szerzej. Czy zakup tabletu dla czterolatka to dobry pomysł?
Wspaniale było móc się wychwywać w czasach bez wszechogarniającej elektroniki, internetu, tabletów, ipadów, spotykać o umówionej godzinie na trzepaku, prosić mamę wyglądającą przez okno o dodatkowe pół godziny na dworze. Jednak nie oszukujmy sie, te czasy już nie powróca. Dzis bez znajomośći urządzeń elektronicznych nie sposób się w tym świecie odnaleźć.
Szukając równowagi pomiędzy pójściem z duchem czasu I nie wyrządzaniem Jemu krzywdy zrobiłam małe rozpoznanie wśrod znajomych.



Córka moich znajomych dostała dwa tablety w prezencie gwiazdkowym z zeszłego roku. I mimo iż dostała dwa nie było by to aż tak zastanawuające gdyby nie fakt, że miała wtedy cztery miesiące.
Czeroletnia córka pewnej kobiety pracującej w przyparafialnej poradni rodzinnej potrafiła bez porblemu uruchomić stronę internetową z grą dla dziewczynek.
Pięcioletni syn sąsiadki nigdy, z tego typu urządzeniami nie miał do czynienia.

No I weź tu człowieku bądź mądry
A Wy jak myślicie? Tablet, nie tablet, o to jest pytanie...





Judyta.

niedziela, 18 września 2016

Hello! Czy ktoś tu jeszcze zagląda???

Witajcie Kochani! Wiem, że nie było mnie tutaj cale lata świetlne. Wiem, że zniknełam nagle, bez słowa wyjaśnienia i nie macie powodu żeby do mnie wrócic, ale ja Was potrzebuje! Serio! W moim życiu zaszły ogromne zmiany, w pewnym momencie wszystko straciło jakoś sens i prowadzenie bloga siłą rzeczy też. Jednak nie potrafiłam sie od tego oderwać na zawsze. Posiadanie własnego kąta w którym mogę wyrazić siebie, zaczerpnąć inspirację od Was i mieć z Wami kontakt przyciąga mnie jak magnes. To jak będzie? Ktoś tu jeszcze został? :)

Jeśli tak (za co trzymam ogromnie kciuki) musze Was poinformować, że od niemal dwóch lat mieszkam w Londynie, więc rozpoczynamy erę mamasilesia na emigracji. Jeśli chcecie opowiem Wam swoją historię, pokażę Wam miejsca, które może nie koniecznie znajdziecie w typowym przewodniku, ale zdecydowanie warto je odwiedzić z dziećmi (i nie tylko), przydatne rady związane z tym miastem I naszą codzienność. Nie myślcie jednak, że skoro Londyn, to już tylko Londyn i nic więcej :) Nic z tych rzeczy. Nie zamierzam zgrywać ekspertki od polish-english  (zwłaszcza że robię mnóstwo błędów, które brytyjskim kolegom z pracy dają wiele powodów do śmiechu). Mam nadzieję że bedzięmy się spotykać tutaj, na Waszych blogach, a może I w realnym świecie kiedy odwiedzę Polskę w listopadzie lub Wy mnie w dowolnym czasie (w razie czego służę noclegiem - czemu nie?). A może ktoś z Was jest już na miejscu...

No ale, ale wracając do tematu, czekam na znaki życia w ten pochmurny i chlodny dzień :)




Ps. Wybaczcie ew. błędy, pisze podekscytowana z telefonu...






Judyta.

sobota, 29 listopada 2014

Pomysły DIY na prezenty świąteczne.

Jako, że w tym roku spędzamy Święta daleko od domu (ale z całą pewnością w domowej atmosferze, ze wspaniałymi ludźmi! )i wyruszaliśmy na nie już w listopadzie, nasze prezenty powstały odpowiednio wcześniej (tak żebyśmy zdążyli je spakować do walizki). Oj jak ja nie mogłam się doczekać, żeby je w końcu móc Wam pokazać i jeszcze bardziej nie mogę się doczekać żeby je wręczyć :). Dość zabawnie było przygotowywać reniferka i świąteczne opakowania, kiedy za oknem temperatura oscylowała w granicach 16 stopni na plusie, świeciło słońce, a na drzewach były jeszcze liście. Poczułam magię świąt szybciej niż cały przemysł :) (no dobra to niemożliwe).

Zacznę od prezentu Bena. Podobnie jak rok temu wykonaliśmy obrazek odbijając paluszkiem wzór. Najpierw wycięłam kształ renifera, potem nałożyłam go na białą kartkę, umazałam paluszek Bena, odcisnęłam tyle razy by pokryć całość, podpisałam i gotowe :). Jeśli potrzebujecie dodatkowej instrukcji to zajrzyjcie koniecznie do zeszłorocznego posta (tam obrazki są na płótnach, a paluszki bardziej widoczne), w którym wszystko pokazuję na zdjęciach krok po kroku: "na tropie dobrych pomysłów. Trzeci post świąteczny"


I pierwszy własnoręczny podpis Bena :)


Tak wygląda zapakowany prezent :)




Dla malutkiej kruszynki uszyłam kołderkę. Wykonanie jest proste i myślę, że nawet szyciowy laik sobie z tym poradzi :)



Do prezentu dołożyłam jeszcze książkę, ze świetnymi śmiesznymi rymowankami Pierdziołki, przy której można i samemu nieźle się ubawić :) Sami mieliśmy już jednego Pierdziołkę, zaopatrzyliśmy się też w kolejną pozycję (wiem, że te książki, to nie moje DIY, ale nie mogłam się powstrzymać, bo uwielbiam) :)




Dla kochanych P&P ozdobiłam kubki motywem który widziałam w sieci, ale przede wszystkim u Magdy (Mam nadzieję, że się nie gniewasz za własne wykonanie tego motywu, ale nie byłabym sobą gdym czegoś sama nie spróbowała, no i tak bardzo chciałam podarować coś od siebie. Obiecuję że to jednorazowy wybryk) :)
Jeśli kogoś interesuje instrukcja, to w sieci jest pełno, ja mogę polecić Wam tą którą sama sprawdziłam. Napis wykonujemy zwykłym flamastrem sharpie (ten do tkanin się nie nadaje) i zapiekamy kubki w temp. 220C przez 45 min. (wstawiamy do zimnego piekarnika), potem studzimy, poprawiamy napis/wzór, bo z pewnością zblaknie i pieczemy jeszcze raz tak samo. Uważajcie żeby kubki były z porcelany, lub z zaznaczeniem że nadają się do wypiekania, inaczej mogą popękać. Używamy/myjemy dopiero po całkowitym ostygnięciu. Kubki nie nadają się do mycia w zmywarce.


Na moich kubkach z drugiej strony są jeszcze imiona obdarowanych, tak aby bardziej je spersonalizować, ale tego już nie ujawnię, musicie wierzyć mi na słowo :)




I jeszcze inny kubek, który też jest prezentem. No dobra, wiem, że mój talent nie jest wybitny, ale liczę na poczucie humoru obdarowanego :).




Jeśli chcecie więcej inspiracji na prezenty świąteczne i nie tylko, to zerknijcie do powiązanych postów:

Pierwszy post świąteczny
Drugi post świąteczny
Trzeci post świąteczny
Czwarty post świąteczny
Piąty post świąteczny
DIY prezenty dla bobasa


Wiem, że przez wyjazd jest mnie nieco mniej obecnie, ale postaram się znaleźć więcej czasu na blogowanie. Gdzie te dni tak uciekają, to nie mam pojęcia, jednak wspaniale tak przezimować za granicą nawet jeśli to nie ciepłe kraje :)

Miłego weekendu!









Judyta.