Być może jeszcze tego o mnie nie wiecie, ale uwielbiam "stare" kino, tamnten czar, muzykę, którą też wolę od tej współczesnej. Taka staruszka kulturalna ze mnie. Nawet western z przyjemnością obejrzę, ale to akurat pewnie dlatego, że doskonale pamiętam i z sentymentem wspominam, niedzielne południa, kiedy nadawali właśnie jakiś western, a ja waraz z moim Tatkiem siadaliśmy przed ekranem. Byliśmy wtedy już po pysznym obiedzie, który w niedziele zawsze gotował mój Tatko i pachniało nim już o jedenastej. W samo południe byliśmy gotowi na dziką strzelaninę. Nie martwcie się jednak, westernów proponować nie będę.
Wracając do naszego cyklu...
Być może ktoś z Was skusi się na powrót do klasyki i odpręży oglądając w weekend przyjemne kino. Macie ochotę się przyłączyć? Ja mam swoich faworytów, jeśli jednak chcecie podrzucić jakiś tytuł, to będzie mi bardzo miło. Możemy taką filmotekę stworzyć razem.
Na początku jako, że rozpoczęcie cyklu przypada w Walentynki, proponuję coś lekkiego, romantycznego, z niemałą dawką humoru.
"Jak poślubić milionera" (How to Marry a Millionaire)
rok produkcji: 1953
reżyseria: Jean Negulesco
występują: Betty Grable, Marilyn Monroe, Lauren Bacall, Rory Calhoun, Cameron Mitchell, William Powell.
To opowieść o trzech atrakcyjnych modelkach: Schatze, Poli i Loco, które mają wspólny cel. Każda z nich chce jak najszybciej wyjść za mąż. Jednak stawiają warunek, nie chodzi im bowiem o "zwykłego" gentlemana, kandydat musi być milionerem!
Aby to osiągnąć urocze blondynki uknuły misterny plan. Wynajmują luksusowy apartament na Manhatanie, starają się bywać w towarzystwie i żyją ponad stan. To porwadzi do niejednej wyprzedaży eleganckich mebli, czy zakupów na koszt nowo poznanych gentleman'ów.
Bohaterki filmu różnią się od siebie na każdym kroku. Schatze, jest bardzo zdeterminowana, Pola przez swoją wadę wzroku i niechęć do noszenia okularów mało rozgarnięta, a Loco plasuje się gdzieś pomiędzy. Każda z nich na swój sposób dąży do znalezienia idealnego kandydata na męża. Po drodze spotykają je zaskakujące, czasem niezbyt miłe, a czasem śmieszne sytuacje. Czy uda im się "złapać" milionera? Czy wybiorą małżeństwo dla pieniędzy? Czy naprawdę tego właśnie chcą?
Kadry pochodzą z filmu "Jak poślubić milionera"
Miłego oglądania! I...
Judyta.
Super. Uwielbiam kino. Ja najwieksza slabosc mam do kina francuskiego:)
OdpowiedzUsuńfrancuskie kino też lubię, choć przyznaję że nie widziałam zbyt wiele :)
UsuńTobie takpe szczęśliwych walentynek
OdpowiedzUsuńdziękuję, choć prawdę mówiąc my raczej nie obchodzimy:)
UsuńAch, słodki seksizm lat 50-tych :) Z Marilyn obejrzę wszystko, podoba mi się co proponujesz !
OdpowiedzUsuńcieszę się, Marilyn, ikona klasyki kina:)
UsuńŚwietne propozycje :)
OdpowiedzUsuńOch jak ja dawno nie oglądałam dobrego filmu, czekam tylko na nadarzającą się okazję, ale na razie chyba się nie nadarzy:)
OdpowiedzUsuńzatem życzę chwili dla siebie i sprzyjającej okzaji:)
UsuńJuż sobie film u Towarzysza Męża zamówiłam, nie wiem jak to się stało że jeszcze go nie widziałam. Mój ukochany staroć to 'It happened one night'. Buźka J.! X
OdpowiedzUsuńDzięki za tytuł, zupełnie o tym filmie zapomniałam! :)
UsuńWstyd się przynać ale nie znałam...nadrobię wieczorową porą:)
OdpowiedzUsuńw takim razie miłego oglądania!:)
Usuńa ja nie bardzo przepadam za starym kinem :)
OdpowiedzUsuńwszystkiego dobrego!
wiadomo, to specyficzne kino, nie każdy lubi takie klimaty:)
Usuńi Tobie wszystkiego dobrego!
Westerny ja też uwielbiałam oglądać, a filmy z M. Monroe każdy obejrzę;)
OdpowiedzUsuńhihi, czyli ktoś jeszcze oprócz mnie lubi stare dobre westerny :)
Usuńa Marilyn, jest nieśmiertelna!
Lubię to! Poszukam sobi tego filmu:D
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHej Judytko! Mamy wiele ze sobą wspólnego! A na pewno zamiłowanie do starego kina. Cieszę się, że pojawiają się u Ciebie takie posty. Uwielbiam kino tamtych lat, b&w, technikolor. Na stydiach z koleżanką założyłyśmy bardzo sprawnie funkcjonujące koło filmowe. Współpracowałyśmy z jednym z kin i prowadziłyśmy cykl pt " Akademia Filmowa" o starym kinie właśnie. Było wspaniale! Miłość do staroci mi nie minęła, tym bardziej się cieszę, że mogę sobie o swoich starych ulubieńcach poczytać u ciebie. Chciałam założyć własny blog filmowy, ale na razie ... doba jest za krótka. Marylin jest mi tym bardziej bliska, że napisałam o niej pracę magisterską, o tym filmie też parę linijek, więc... miła reminiscencja.
OdpowiedzUsuńW temacie starego kina na moim blogu właśnie jest do wygrania pewien upominek z Audrey i nie tylko. Myślę, że to coś dla Ciebie, więc zapraszam!!!
Uściski
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń