czwartek, 30 października 2014

"przecież dziecko musi mieć trochę słodkiego..." - Ja tego nie kupuję.

Wszyscy nasi znajomi wiedzą, że Ben nie jada słodyczy. Nie dostaje smakowych jogurtów, słodzonych serków, batoników, chipsów, lizaków i tym podobnych. Najczęściej pierwszą reakcją jest: "ale jak to, przecież dziecko musi mieć trochę słodkiego" i dopiero po wysłuchaniu moich argumentów przychodzi refleksja i przyznanie racji lub też nie (nie każdy musi się przecież ze mną zgadzać, nie jestem jedną z tych, co mają monopol na rację). Wspominałam już i tu i na moim poprzednim blogu "benkowo", że mam określone zasady jeśli chodzi o żywienie, więc pewnie już to wiecie. Dziś chciałam jednak umotywować swoje poglądy. Być może ktoś z Was myśli podobnie i sypnie z rękawa garścią swoich doświadczeń lub przeanalizuje czym kieruje się w żywieniu swojej pociechy albo też siłą argumentów wyrzuci moje do kosza i naprowadzi na inną drogę.

Zacznę od tego, że nie jestem dietetykiem, ani lekarzem, a ten post ma za zadanie przedstawić jedynie mój punkt widzenia.


Po pierwsze ten sławny cukier, który wszyscy tek ochoczo przypisują dzieciom występuje naturalnie w owocach, więc absolutnie Benowi go nie zabieram.

Po drugie tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy, że występuje on także w produktach, w których nie spodziewalibyśmy się go znaleźć. Wystarczy przeczytać skład danego produktu i często okazuje się, że np. w sałatce rybnej wędlinach, płatkach, bułkach i wielu wielu innych jest cukier. Występuje on także na opakowaniach pod nazwą syrop glukozowo-fruktozowy, glukozowy, fruktozowy, gronowy i pewnie jeszcze kilku o których nie wiem. Do tego sprytni producenci ukrywają go np. w tabeli pod hasłem "węglowodany w tym cukry", nie rozgraniczając ile czego jest. A czasem jest tak że podana wartość to w całości cukier.

Pozatym nie wiem, czy wiecie ale regularne podawanie dziecku cukru obniża jego odporność, która i tak jest naturalnie słabsza niż u dorosłego człowieka. Pominę już całą gamę szkodliwości takich jak próchnica, nadwaga i wiele innch, bo chyba nie trzeba już nikomu o nich mówić.

Ponadto czytając skład wydawałoby się "niewinnych" biszkoptów, czy herbatników (których u nas nie uświadczysz, a które często widzę jak rodzice podają dzieciom), znajduję na pierwszej pozycji mąkę pszenną, a na drugiej cukier, to wyobrażam sobie ile go tam musi być. A skład podawany jest od tego czego jest w produkcie najwięcej, do tego czego jest najmniej. Wcale nie trzeba dawać dziecku batonów oblanych czekoladą, żeby coś ociekało cukrem. Wystarczą serki, czy jogurty które z owocami nie miały nic wspólnego za to z cukrem i całą gamą polepszaczy to i owszem. Dlatego jeśli u nas jogurt, to tylko naturalny.

Zresztą nie o ten nieszczęsny cukier tutaj tylko chodzi, a o całą resztę. Dzisiejsza żywność jest tak wysoce przetworzona i super hiper ulepszona, że można dostać zawrotu głowy. Kiedy biorę do ręki jakiś produkt w sklepie i zaczynam czytać jego skład, a on wydaje się nie mieć końca i do tego jeszcze zaczyna przypominać skomplikowany wzór chemiczny, to odkładam i nigdy nie biorę ponownie. Im krótszy skład, tym lepszy.

Kolejnym powodem jest też to, że podobnie podchodzimy z M. do swojego żywienia. Pijemy tylko niegazowaną wodę źródlaną, dobre jakościowo, niesłodzone soki, cukru nie używamy wcale i staramy się racjonalnie odżywiać. Pewnie, że sobie pozwalam na więcej, na ciacho od czasu do czasu, czy kawę (od niedawna), ale dopóki mogę czuwać nad dobrym żywieniem Bena, to będę trzymać się zasad.

Jasne, że zaraz pojawią się tutaj głosy; to nie jedzmy niczego, skoro wszystko jest słodzone i ulepszane, to co za różnica, kiedyś jadło się słodycze i nikt się nad tym nie zastanawiał...

To, że wszystko jest dziś słodzone i ulepszane, to niestety smutna prawda. Jenak nie jesteśmy bezradni. Zdaję sobie sprawę, że nie uniknę całego zła, ale staram się ograniczyć je na tyle, na ile mogę. Czytam dokładnie składy, różne artykuły i podchodzę do tematu "zdroworozsądkowo" (mam taką nadzieję). Kiedyś jadło się więcej słodyczy przygotowanych w domu, ciast upieczonych przez babcię, która może i sypnęła cukrem, ale napewno nie dodała barwników, substancji konserwujących i aromatów, zamiast owoców. Do tego będę się trzymać przekonania, że wtedy żywość nie była tak naszpikowana wszystkim, smak był inny i nie trzeba było niczego robić light i super light.

To oczywiście bardzo rozległy temat, a ja ujęłam tylko jego wycinek, nie zagłębiając się w cały jadłospis (jeśli ktoś byłby tym bliżej zainteresowany, to może do mnie napisać, czy szepnąć słówko, o zrobienie wpisu), ale jak Wy podchodzicie do tematu? Cukier nie cukier, o to jest pytanie? Jak ze słodyczami i innymi potrawami u Was?

zdjęcie




Pozdrawiam Was ze słonecznego Śląska, który my oglądamy tylko przez okno z powodu katarku i kaszlu, ale bynajmniej się nie nudzimy, czego efekty zobaczycie niedługo :)





Judyta







12 komentarzy:

  1. Zgadzam się z Tobą i do szału mnie doprowadza jak ktoś chce mojemu dziecku dać batonika (a ma niecałe 1,5 roku!). Co prawda u nas używa się cukru, bo piekę. Ale używam tego trzcinowego, lub miodu. Nie kupuję niczego co zawiera syrop glukozowo-fruktozowy, chociaż jogurty owocowe jemy (synek nie chce naturalnych a nawet tych naturalnych z dodanymi owocami). Wybieram zawsze te z cukrem, lub cukrem trzcinowym i to z jak najmniejszą zawartością tych cukrów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo! U nas to samo i ciągłe zdziwienie, że dziecku dzieciństwo zabieramy;)
    A jakoś rośnie, rozwija się wspaniale i w ogóle jest super cud-miód;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam pytanie: a co jeśli kolega Bena je batonik i chce go poczęstować? Też wtedy nie może go zjeść?

    Bo widzisz, dietetycznie ja się z tobą zgadzam: cukier jest zły i należy go z diety wyciąć albo przynajmniej radykalnie ograniczyć, przestawiając się na inne odpowiedniki, od cukru trzcinowego nierafinowanego poczynając, a na ksylitolu kończąc. Ale wychowawczo już nie, bo swoimi zasadami stwarzasz dziecku tzw. "zakazany owoc", zwłaszcza, jeśli jego rówieśnicy tak ostrych zasadnie mają. I to niestety może się zemścić w późniejszym wieku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze tłumaczę, że nie powinien czegoś jeść jeśli to jest nieodpowiednie, nigdy nie zabraniam "bo nie" i to działa, serio. Tak samo jak tłumaczę, że nie może się ode mnie napić kawy, bo nie jest dla dzieci i rozumie. Mam twarde zasady, ale też nie jestem dyktatorem i zdarzyło się że spróbował czegoś słodkiego, ale po paru gryzach zawsze mi oddawał i mówił skrzywiony "nie" co też odbieram jako obranie właściwej drogi, bo dzięki tym poczynaniom mu to. nie smakuje. Myślę że to tak jak ze mną i M. na co dzień nie jemy słodyczy i zwyczajnie nas mdli kiedy coś zjemy, za każdym razem komentujemy jakie wszystko jest okropnie słodkie, a wszyscy się dziwią, że nie czują. Chyba już nasz organizm to czuje :) To nie tak że Ben nigdy nie będzie jadł nic słodkiego, po prostu chcę wykształcić w nim dobre nawyki i mam nadzieję że mi się to uda :)

      Usuń
  4. Dziś na spacerze miła pani rowerzystka chciała dać Młodemu Prince Polo. Podziękowałam grzecznie, powiedziałam, że maluch nie dostaje batoników. Nie jestem jakoś bardzo restrykcyjna w sprawie słodkości, bo sama sobie też nie żałuję, ale główne smakołyki w naszym domu to suszone owoce i orzechy, które maluch uwielbia. Uwielbia też wszystkie rodzaje owoców i musów owocowych, więc nie ma problemu jeśli chodzi o naturalny cukier. Pijemy też głównie wodę, czasem o takiej porze roku jak teraz Młody dostanie do picia herbatę lub miętę, czasem z miodem. Gdy piekę ciasto, to maluch oczywiście dostaje, za to kupne słodycze je sporadycznie, podobnie jak my.

    OdpowiedzUsuń
  5. Brawo! Ja mam identyczne podejście, po co, no po co (choć mówiąc to brzmię z lekka hipokrytycznie biorąc pod uwagę fakt że rozszerzenie diety Mill zaczęło się od Towarzysza Męża ktory pozwolił jej polizać swoje lody) - póki co temat nas nie za bardzo dotyczy (tak mi się przynajmniej wydawało póki nie złapałam Babci Pra chcącej się podzielić z Mill swoją drożdżówką), Mill je tylko warzywa i owoce. I nie zarzekam się, nie chcę żeby była jakimś uber-mega-ultra ortodoksem, zwłaszcza że sama uwielbiam słodycze. Tylko że nie mogą one być na porządku dziennym, nie mogą być też pocieszaczem, kiedy dziecku smutno, ani nagrodą za dobre zachowanie. I zdecydowanie wysokoprzetworzonym słodyczom mówię - podobnie jak Ty - nie. Żadne biszkopty, herbatniki i inne syfy. Domowe ciasto jest ok, tylko niekoniecznie w wieku bardzo jeszcze niemowlęcym. Mam nadzieję że uda mi się to wprowadzić w życie podobnie jak Tobie! Popieram, podziwiam i ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się z Tobą jestem zdania słodyczy mało !

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się i nie będę Poli podawać słodyczy, chciałabym też nie dawać jej przegryzek i marzy mi się zdrowe żarcie dla całej rodziny... ale... moje dziecko nie je niczego, więc skaczę pod sufit jak zje pół flipsa (nie znoszę ich!), sama mam ataki złego odżywiania (jak zasypiam nad doktoratem zażeram się Elitesse) - no jak tu wychowywać zdrowo odżywiając? A poza tym... co z tego, że odstawię jej cukier, skoro wczoraj zjadła mi z talerza bigos, dziś spaghetti bynajmniej nie w wersji "kids friendly", a dwa dni temu pożądliwie patrzyła na krewetkę (gryza dostała). Jak maluch NIC nie je priorytety się zmieniają. Ale słodyczy nie, nie dajemy mimo to.

    OdpowiedzUsuń
  8. Amen!!! Nic dodac, nic ująć! U nas będzie tak samo :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo mnie zainspirowałaś... przede wszystkim do zmiany swojej diety. Lubię słodycze, lubię słodkie jogurty, uwielbiam monte. Tak wiem czeka mnie biała śmierć... ale dziecku na pewno podawała słodyczy nie będę. Owoce i warzywa zdecydowanie wystarczą. Żadne danonki i inne sronki nafaszerowane cukrem. DZIĘKI! Koniec z jogurtami. Twaróg z miodem tez jest w pytkę :D

    OdpowiedzUsuń
  10. U mnie jest trochę inaczej. Lubię słodkie. Sporadycznie czekolada, ale częściej ciacho.. Ale częściej piekę je sama, dając np mniej cukru i dodając np miodek jesli można. Staram się cukru białego unikać i np.herbatę slodze ksylitolem. Albo cukrem trzcinowym. Dziecka jeszcze nie mam. Ale mam kilkoro Podopiecznych którymi się opiekowałam a aktualnie jednego szkraba. Maluch jeszcze nie dostaje kaszek ale mama dla niego zamówiła te zdrowsze - bez cukrów (nie pamiętam nazw). A te "nasze" słodkie będzie dostawał w ograniczonej ilości i z kleikiem kukurydzianym lub ryżowym. A w późniejszym okresie - kaszę np jaglaną czy inną.
    Pozdrawiam
    www.swiat-wg-anuli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawiony po sobie ślad!