niedziela, 9 listopada 2014
"dobre rady" rozdają...komu, komu?
Dobre rady, o jak my wszyscy lubimy "dobre rady", te w cudzysłowie oczywiście. To właśnie one są rozdawane na prawo i lewo, wciskane niezależnie od tego czy obdarowywany jest zainteresowany nimi, czy też nie, zawsze opakowane "życzliwością" (i znów ten nieszczęsny cudzysłów). Każda mama (bo na tym się skupię) może sypnąć z rękawa całą garść "dobrych rad", które dostała od koleżanki, sąsiadki, pani w sklepie, na spacerze i w poczekalni u lekarza. Bo wszyscy się znają najlepiej, w rodzinie przecież już taki przypadek był, a to że nasze dziecko jest identyczne, to już pewne. Chciałabym napisać, że wcale się nie przejmuję, że spływa to po mnie jak po kaczce, no ale prawda jest taka, że czasem krew mnie zalewa i łatwo można mnie sprowokować. Najpewniej dlatego, że ja nikomu nie wciskam mojego sposobu na wychowanie. Sama wiem, jak to irytuje. Jasne, że jak ktoś się zapyta, to powiem jak to u nas było, a nawet jak było z moim siostrzeńcem na ten przykład, ale z zastrzeżeniem, że przecież nie u każdego się sprawdza. Ja też pytam, a potem przekładam na naszą rzeczywistość i czasem działa, a czasem nie. Wiadomo. Zmierzając do meritum sprawy ostatnio miałam tą niebywałą przyjemność dostać kolejną "dobrą radę" i tak mi to krew wzburzyło, że przyjrzałam się sprawie. Otóż zebrałam sobie parę takich "kwiatków".
Czasem Ben chodzi na paluszkach. W związku z tym z wyrzutem usłyszałam, że moje zaniedbanie w sprawie jego stópek skończy się w najlepszym wypadku rechabilitacją. Powinnam natychmiast zakładać mu paputki w domu i pilnować żeby więcej tego nie robił. Kiedy śmiałam powiedzieć, że najzdrowsze dla dziecka jest chodzenie na boso, ewentualnie w skarpetkach oberwało mi się, że kiedyś wszystkie dzieci nosiły papcie i było dobrze. Poinformowałam zatem że jesteśmy pod stałą kontrolą ortopedy (zaczęło się kiedy Ben "strzelał" kolankami, okazało się że to nic, ale chodzimy na kontrole) i lekarz niczego nie zauważyła. W odpowiedzi usłyszałam, że pewnie przeoczyła, a ja zaniedbuję sprawę. W akcie desperacji przeczytałam zatem na głos znaleziony w sieci artykuł medyczny, który mówi że to całkowicie normalne i zazwyczaj zanika około 2,5 roku życia (Ben niedługo skończy dwa latka) i dziecko robi to, bo pomaga maluchowi zachować równowagę, a także próbuje różnych rzeczy. Jasne, że to tylko internet, ale na Boga, nie pytam o poradę przysłowiowej Pani Krysi spod piątki, jeśli różne źródła podają to samo, myśli się logicznie, ufa swojemu lekarzowi, to chyba nie moża zrobić więcej. Wrrrrr...
Pomijam już namiętne nakłanianie do podawania mu słodyczy, bo pisałam o tym niedawno w poście "przecież dziecko musi miec troche słodkiego... Ja tego nie kupuję."
Usłyszałam też, że powinien pić herbatki, bo woda tylko przez niego przelatuje i co takiego woda zresztą mu daje (bo herbata to pewnie zostaje w organiźmie na zawsze, taaa). Dla jasności podaję mu też niesłodzone, naturalne soki, a do herbaty (nie słodzonej!) nic nie mam, tyle że on jej nie lubi. No ale "jak to tak, przecież Maciuś, Franuś, czy Julek lubi, to jak on może nie lubić?"(Przepraszam za użycie akurat takich imion w tym kontekście, wybrane przypadkowo).
To, że jest taki "drobniutki" i uwaga "ma chudą pupkę", słyszę od początku (choć ostatnio nieco prztył i przyznaję, że zostało to odnotowane). Nie będę się jednak rozpisywać, bo dobrze temat (z drugiego punktu widzenia) ujęła Zuzia w poście "czy niemowle musi mieć rozmiar XS?"
To, że nadal nie je cieżkich smażonych potraw (czyt. dlaczego nie je tego co wszyscy? No jak żyć?), jest wielkim zdziwieniem, bo przecież taki duży, a ja mu wciąż nie solę. Przyprawiam za to ziołami i sądzę, że nie wyrządzam mu krzywdy. W każdym razie nie narzeka.
Kwiatków jest oczywiście więcej, nie sposób też każdej "dobrej rady" zapamiętać, choć staram się staram, bo naturalnie każdą wcielam w życie, wszak co ja tam się znam, no i nie będę tu dziecka po swojemu wychowywać przecież :).
A jakie Wy macie "dobre rady" w zbiorach? Podzielcie się :)
Judyta.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Słyszę praktycznie to samo i wkurza mnie to za kazdym razem. Chodzenie na paluszkach jest najzupelniej normalne, wiem to od bardzo zaufanego ortopedy:)
OdpowiedzUsuńdzięki za poparcie :) niestety niektórzy wiedzą swoje i nie ma znaczenia jakie argumenty im się przedstawi... :/
Usuńu nas dobre rady zazwyczaj dotyczą jedzenia bo u nas z tym problem... Emilka potrafiła 3 dni nic nie jeść tylko piła a dobra rada od lekarza brzmiała "proszę Ją przegłodzić" to jedna rada z najbardziej irytujących... mnie też wkurzają...
OdpowiedzUsuń3 dni...jej. Wiem, że Twoja Emi to niejadek i wyobrażam sobie jak muszą irytować rady dot. jedzenia, kiedy Wy próbowaliście już wszystkiego. Mam nadzieję, że teraz więcej wcina, bo że oblizuje miskę z ciasta, to już wiem :))
UsuńTeż staram się tym nie przejmować, ale fakt jest taki, że aż mnie trzęsie z wściekłości, gdy słyszę te komentarze rzucane niby w powietrze od osób, które widzą M. raz na kilka miesięcy, ale są oczywiście największymi ekspertami w kwestiach związanych z moim dzieckiem. Najczęściej dotyczy to za lekkiego ubioru, przewianych uszek i zimnych rączek, wiadomo w pierzynie trzeba chodzić. Ale na szczęście macierzyństwo dodało mi tupetu i się nie patyczkuję z odpowiedziami na te "złote rady". I z czasem jakby coraz ich mniej się robi:)
OdpowiedzUsuńUCHO!!!!!! :D
UsuńNo tak, te dobre rady spływają po mnie jak u Ciebie ;) Smieszą wręcz więc nie wdrażam ich w życie. Instynktownie robię to co uważam za słuszne;))
OdpowiedzUsuńJa słyszę dość często, że Hubisia rozpieszczam, bo zamiast krzyczeć - tłumaczę i zamiast karać - proszę, by więcej czegoś nie robił. Że on się musi nauczyć dyscypliny. I że powinnam mniej go nosić na rękach, bo on tylko wymusza, a nie rzeczywiście potrzebuje przytulenia. Ale wiesz... zupełnie się tym nie przejmuję :-).
OdpowiedzUsuńTak tak u nas tez są dobre rady :) Nie noś, nie reaguj dla mnie jednoznaczne z nie kochaj, nie interesuj się. Brrr!
OdpowiedzUsuńNajważniejsze żeby się tym nie przejmować, chociaż czasem jest to mega denerwujące.. Ja ostatnio usłyszałam wielkie zdziwenie że 10 miesięczne niemowlę nie jadło jeszcze czekolady i lizaka!.... (???)
OdpowiedzUsuńfaktycznie jest to irytujące jak zawsze wszyscy inni wiedzą lepiej, ba! najlepiej!
OdpowiedzUsuńuwielbiamy takie rady - u mnie w kwestii posiłków - staram się być konsekwentna i dwac jesc o stalych porach, gdy trafiam do mojej mamy miedzy posiłkami i zabronię podania dziecku jedzenia to jest lament - bo przecież to tylko orzechy/suszone owoce i ogólnie samo zdrowie. a to, ze dziecko za pół godziny ma przewidziany obiad, którego raczej nie zje, gdy zapcha się orzechami to już nieważne.. najgorsze jest to, że tracę wiarę w swoje metody, gdy są non stop kwestionowane.. i czasem już nie wiem, czy dobrze robię czy nie..
OdpowiedzUsuńu mnie z radami słodyczowymi muszę walczyć...Owszem - pozwalam mojemu dziecku jeść słodycze, ale nie uważam, że musi/powinno/może je jadać codziennie, a jedynie wtedy jak ma ochotę. Moja teściowa najchętniej dawałaby Kubie codziennie ciasteczka (bo krzyczy "ciacho") a czekoladę przestała mu dawać dopiero jak 2 dni nie robił "porządnej" kupy...i jeszcze wyskoczyła do mnie z tekstem - nie dawajcie mu czekolady, bo nie robił kupy 2 dni...a dobrze wie, że ja jestem przeciwnikiem dawania czekolady dzieciom. Jak ma zjeść coś słodkiego, to niech będzie to pieczone przeze mnie ciasto z owocami, albo drożdżowe....
OdpowiedzUsuń